W dzisiejszym wpisie chciałbym przedstawić Wam jak wygląda mój typowy dzień pracy. Co robię, czego nie robię (albo nie powinienem robić!), jak to wyglądało kiedyś, jak wygląda dziś, a jak chciałbym żeby wyglądało w najbliższej przyszłości.
Jak doskonale wiecie w inwestowaniu najważniejszy jest proces, po 5 latach uważam, że udało mi się go wypracować, teraz pozostaje się go „tylko” trzymać (sic!).
Zanim przejdę do konkretnych czynności, a bardziej profesjonalnie – składowych procesu inwestycyjnego podzielę się trzema ogólnymi przemyśleniami:
- Uważam, że najważniejsze jest myślenie, samodzielne wnioskowanie, własna ocena sytuacji danej spółki, branży, wyceny – czegokolwiek. Mogę słuchać wypowiedzi „mądrzejszych” kolegów, prezesów (pięknie mówią prawda?), śledzić wszelkiego rodzaju czaty na forach czy „discordach” (tego akurat nie robię) – ale na koniec obraz, tezę muszę zbudować sobie sam i na jej podstawie podejmować decyzje. Daje to dużo satysfakcji, ale przede wszystkim nauki (a ta w rzeczonym procesie jest kluczowa). Zakładam też, że w bliżej nieokreślonej przyszłości wszelkiej maści asystenci AI będą faktycznie moimi asystentami, a nie konkurentami.
- Stephen King powiedział „musisz bardzo dużo czytać i jeszcze więcej pisać.” Pisanie to drugi składnik sekretnego sosu w inwestycyjnym świecie. Pozwala mi ułożyć myśli w spójną całość, analizować decyzje, które podejmowałem w przeszłości, odcinać się od informacyjnego szumu czy weryfikować stawiane tezy, zarówno moje jak i tych pięknie opowiadających zarządów (tak, sprawdzam co kwartał ile lokali otworzył McDonalds, Starbucks, Pepco czy LPP oraz ile nowych robotów da Vinci zainstalował Intuitive Surgical).
- Focus, skupienie, jednozadaniowość – nazwijcie to jak chcecie, ale robienie dwóch (o większej liczbie nie wspominając) rzeczy na raz po prostu nie działa. Mam na myśli procesy wymagające naszej pełnej uwagi, skłaniające nas do umysłowego wysiłku, podejmowania w pełni świadomych wyborów, a nie słuchania podcastu podczas spaceru z psem – to możecie robić bez obaw 😉
No dobrze, koniec filozofowania (o wpływie stoików na moje życie opowiem Wam innym razem), teraz czas na konkrety:
Budzę się koło 5 rano i… przez około godzinę czytam sprawozdania finansowe lub prezentacje inwestycyjne. Staram się to robić codziennie, średnio wychodzi 2/3 razy w tygodniu – „przegrywam” z Forum Portalu Analiz, Mailerlite’m lub LinkedInem. Czytając robię notatki (o narzędziach, które wykorzystuję możecie przeczytać tutaj), zapisuję pytania, wątpliwości, generalnie staram się znaleźć jakieś słabe strony (o te dobre się nie martwię).
W drodze do biura słucham podcastów (listę rekomendowanych dla Was znajdziecie tutaj), zdarza mi się też sprawdzać ceny na otwarciu giełdy – wszelkie mądre teorie behawioralne mówią by tego nie robić, póki co wielkiej szkody dla mojej psychiki nie widzę, dam Wam znać za kilka lat czy nadal wszystko ze mną ok 🙂
W biurze co do zasady pracuję w godzinach 10-15, czasem zdarza mi się zostać dłużej w domu, zdecydowanie lepiej wychodzi mi jednak (patrz punkt 3 powyżej), gdy skupiam się tylko na pracy.
Poniżej znajdziecie listę czynności, które składają się na mój inwestycyjny warsztat:
- poszukiwanie nowych inwestycji – temat rzeka, w dzisiejszych czasach liczba źródeł jest ogromna. W moim przypadku najlepiej sprawdzają się różnego rodzaju „screenery” (najczęściej używam filtrów dotyczących wzrostu przychodów, zysków, marży brutto i netto, ROE, ROA, ROIC, kapitalizacji oraz branży). Korzystam z różnych newsletterów (opiszę w osobnym poście), social mediów (głównie LinkedIn’a, Youtube’a i Twitter’a, a także niektórych grup na Facebooku). Rozmowy z innymi inwestorami, webinary to kolejne źródło inspiracji. Bardzo dużo (merytorycznie) dają mi analizy z sekcji „Wiesz w co inwestujesz„, nagrania „Porozmawiajmy o spółkach.” Czasem coś ciekawego znajdę w Forbesie, Pulsie Biznesu czy Parkiecie. Jedno czego na pewno brakuje to czas by te wszystkie „inspiracje” obrabiać i choć wstępnie oceniać – liczę na AI w przyszłości.
- wstępna analiza – gdy spółka spełnia moje podstawowe kryteria (branża, kapitalizacja, przewagi konkurencyjne lub coś co przyciągnie moją uwagę) przyglądam się jej parametrom finansowym, czytam list Prezesa Zarządu, oglądam prezentację spółki lub materiał video, sprawdzam wskaźnikowo wycenę, przyglądam się konkurencji oraz rynkowi czy też branży.
- webinary, spotkania z zarządami – jedna z niewielu dobrych rzeczy, które dała nam pandemia. Można słuchać, patrzeć (komunikacja niewerbalna jest bardzo istotna!), zadawać pytania i wyciągać własne wnioski. Coraz więcej spółek organizuje spotkania z inwestorami, co ułatwia wyrobienie sobie zdania zarówno o spółce jak i zarządzających
- analiza sprawozdań finansowych – jeśli po wstępnej analizie nadal jestem spółką zainteresowany (czytaj „nie znalazłem jeszcze powodów by ją odrzucić), pobieram 2-3 ostatnie sprawozdania finansowe (roczne i kwartalne), sprawdzam kiedy spółka debiutowała na giełdzie, jeśli jest dostępny to również pobieram jej prospekt emisyjny (mimo odstraszającej objętości można tam czasem znaleźć ciekawe dane dotyczące rynku). Z racji tego, że finanse przejrzałem wcześniej w sprawozdaniach finansowych skupiam się bardziej na treściach związanych z biznesem, jego otoczeniem, a szczególną uwagę zwracam na plany i ich realizację (tu bardzo często znajduję słabe punkty). Ważna jest dla mnie jasność komunikacji, umiejętność przyznawania się do błędów czy też po ludzku mówiąc „prostota wypowiedzi” – jeśli nie rozumiem o czym zarząd pisze lub intuicyjnie czuję, że „coś nie gra” odpuszczam dalszy research.
- kontakt ze spółką – nie wszystkie spółki są responsywne, ale zdecydowana większość odpisuje (w osobnym wpisie zaprezentuję Wam listę pytań, które wysyłam lub zadaję na spotkaniach). Do takich rozmów rzetelnie się przygotowuję, nie zadaję pytań na które odpowiedzi można znaleźć w sprawozdaniach czy ogólnodostępnych mediach. Rozmowy prowadzę na końcu analizy, tak by wyjaśnić nurtujące mnie kwestie lub „pomęczyć” zarządzających jakimiś niestandardowymi pytaniami (np „do czego wykorzystujecie maszynę zakupioną w Korei i dlaczego akurat tam ją kupiliście” – w przypadku Makaronów Polskich)
- zebranie i analiza danych w Excelu – kluczowe kwestie (tezy inwestycyjne, przewagi konkurencyjne, ryzyka, oceny) od pewnego czasu zapisuję w arkuszach Excel – ułatwia mi to ocenę najważniejszych parametrów, szczególnie po upływie kolejnych kwartałów czy lat. Mogę wówczas sprawdzić czy zarządzajacy „dowieźli” swoje obietnice, czy spółka rozwija się zgodnie z moimi założeniami.
- szczegółowa analiza fundamentalna – kiedyś zabierała mi bardzo dużo czasu, „dziś” (poza tym, że wykonałem ich już kilkanaście), gdy udało mi się ustrukturyzować proces zbierania informacji i analizowania danych, idzie mi to już dość sprawnie – całość zajmuje mi około tygodnia (przy założeniu, że wcześniej rzetelnie zebrałem i przeanalizowałem wszystkie potrzebne dane), drugie tyle poświęcam na redagowanie i publikowanie ich na blogu (nie wszystkie tam trafiają).
- wycena spółki – po pierwsze, ogromne podziękowania i słowa uznania dla mojego biznesowo-finansowego partnera Ireneusza, stawia modele finansowe, których ja w życiu sam bym nie postawił, albo zajęłoby mi to rok 😉 Jest moją „wycenową” dźwignią operacyjną. Ja dostarczam „story”, on to przekuwa na liczby. Staramy się (!) nie inwestować bez rzetelnie przeprowadzonej wyceny (będzie o tym osobny wpis) oraz z właściwym marginesem bezpieczeństwa.
- kompleksowa ocena pod kątem „inwestowalności” – gdy rzetelnie wykonam powyższe zadania najczęściej okazuje się, że spółka ląduje na półce „za drogie”, „zbyt trudne”, „czekamy na …” albo „zbyt niska płynność” (wtedy czasem decyduję się na „ciułanie” jak przy spółce 7FIT). Przyjąłem jednak zasadę, że będę konsekwentnie, latami (trzymajcie kciuki) analizował spółki jedna po drugiej (skupiam się na małych, ewentualnie średnich produkcyjnych, ecommerce, prostych biznesach konsumenckich, szeroko pojętej gastronomii, choć zdarzy mi się też biotechnologia weterynaryjna).
Myślę, że warto w tym momencie zaznaczyć iż praktycznie nad każdym z wyżej wymienionych zadań w jakimś stopniu cały czas pracuję. Nie są to zamknięte tematy, zmieniają się w czasie wraz z moim doświadczeniem, nauką, sytuacjami związanymi z konkretnymi spółkami czy rynkowym otoczeniem. Np w lipcu po lekturze książki „One up on Wall Street” Petera Lyncha dodałem do mojego arkusza podział spółek na kategorie (wolno rosnące, niezłomne, cykliczne, szybko rosnące i „na zakręcie”).
Pozostałe zadania związane z moją pracą:
Po sprzedaży firmy w zeszłym roku (2023) nie potrafiłem zbyt długo „usiedzieć w miejscu” i postanowiłem zacząć dzielić się wiedzą za pomocą bloga i newslettera. Poza dużą satysfakcją zajmuje to jednak sporo czasu, dlatego staram się by treści były bezpośrednio związane z moim inwestycyjnym światem – zarówno w obszarze edukacji (tej nie zamierzam kończyć nigdy) jak i analiz konkretnych spółek.
- tworzenie treści na bloga Okiem Stratega
- tworzenie postów na social media (głównie LinkedIn i Twitter)
- pisanie newsletterów
- przygotowywanie nagrań i webinarów (mój kanał znajdziecie tutaj)
- praca nad stroną www
- dopracowywanie excela z inwestycjami
- przegląd posiadanych inwestycji
- pozostałe aktywa
- zarządzanie portfelem
- spotkania z inwestorami
- współpraca z uczelnią (Akademią Leona Koźmińskiego)
- czytanie newsletterów i portali branżowych (źródła wiedzy, z których korzystam również opiszę w osobnym poście)
- nauka inwestowania, finansów
Czego staram się nie robić:
- zbyt często sprawdzać cen – zaglądam po rozpoczęciu notowań, w ciągu dnia natomiast tego unikam, czasem prowadziło mnie to na manowce – dokonałem kilku pochopnych zakupów, straciłem czas i nerwy
- oceniać (i wyceniać) spółkę po aktualnym kursie – to też trochę konsekwencja punktu wyżej, co do zasady po analizie fundamentalnej robię wycenę (wspiera mnie mocno Ireneusz Wydrzyński) i do tej wyceny się odnoszę – a przynajmniej się staram
- kupować pod wpływem impulsu – nagły spadek kursu, zła informacja, rekomendacja kolegi i już… nieraz zdarzyło mi się decydować zbyt szybko, lub w ogóle niepotrzebnie
Jak sami widzicie jest tego sporo, niektóre zadania robię codziennie, niektóre raz w tygodniu, jeszcze inne raz na kwartał. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować Tomka Publicewicza (którego darzę ogromnym szacunkiem i serdecznie pozdrawiam!): „skłamałbym gdybym powiedział, że idzie mi to jak od linijki” – staram się te wszystkie czynności układać w spójny i powtarzalny proces, ale jak to z procesami bywa jest to praca z kategorii syzyfowych „ciężka, ale pewna.”
Dbam, zawsze dbałem o dobry sen (mam też magiczną zdolność do zasypiania w „3 minuty”), dlatego do łóżka kładę się koło 21 i przed zaśnięciem czytam (stale powiększającą się listę znajdziecie tutaj) książki o inwestowaniu, strategiach, finansach, czasem ekonomii, mniej już natomiast o przedsiębiorczości i zarządzaniu. Czytanie traktuję jako naukę (jeśli dobrze pamiętam to robię to od czasów liceum), dlatego idzie mi to dość wolno – czytam, myślę (patrz punkt 1), sporo zaznaczam i notuję – średnio pewnie z 20 stron zanim zamkną mi się oczy.
Jak mówi stare porzekadło „nie samą pracą człowiek żyje” ja również staram się zachować zdrowy balans. Po 10 latach spędzonych na treningach bokserskich, ten niezbyt zdrowy dla głowy sport zamieniłem na górskie wędrówki. Sporo też jeżdzę na rowerze, spaceruję, głównie z córką Luną i naszym psem Rogerem. W krótszych przerwach grywam w szachy, dłuższe spędzamy na wakacjach – uwielbiam nasze rodzinne podróże 🙂 Jeśli chcesz poznać drogę jaką przeszedłem (i dalej idę) zapraszam do lektury: https://okiemstratega.pl/dlugoterminowa-droga-lukasza/
Dziękuję za poświęcony czas,
Łukasz Pelowski